tabletki na rzucanie palenia

piątek, 1 lutego 2019

Narkotyki: wolność wyboru a wiedza

Narkotyki: wolność wyboru a wiedza


Autor: Tomasz Piotr Zaręba


Wolność wyboru jest jedną z podstawowych wartości. Jednakże jaką wartość ma wolność wyboru jeżeli nie wiemy co wybieramy? Prawdziwie świadomy i wolny wybór związany jest z wiedzą.


W tym artykule chciałbym przedstawić negatywne skutki zażywania czy też nadużywania narkotyków. Za narkotyki będę uważał tutaj substancje przyjmowane z zewnątrz a wpływające na stan i pracę organizmu, zwłaszcza mózgu. Jest to bardzo szeroka definicja. W jej zakres wchodzą substancje uzależniające, jak i też używki przyjmowane rekreacyjnie.

Podstawowa prawidłowość, o której trzeba pamiętać polega na tym, że zewnętrzna chemiczna symulacja wpływa na stan organizmu. Przyjmowanie specyfików zwiększających ilość określonych substancji chemicznych w mózgu, czy też reagujących na dane receptory, wiąże się z obniżeniem tych substancji, czy też aktywności danych receptorów podczas normalnego funkcjonowania. Substancje przyjmowane w celu poprawiania samopoczucia mogą skutkować obniżeniem nastroju w naturalnym stanie.

Narkotyki w bardzo dużym stopniu wpływają na emocje. Istnieje duże ryzyko, że w ten sposób można próbować regulować emocje i nastroje. Jest to bardzo niebezpieczne, ponieważ prowadzi do zaniku funkcjonalności emocji, a także do odrealnienia. Emocje zazwyczaj przeżywane są jako odpowiedź na jakieś zewnętrzne wydarzenia, stanowią też informację na temat własnego działania i jego efektów. Emocje odgrywają bardzo dużą wartość informacyjną i przystosowawczą. Jeżeli zaczyna się je regulować głównie za pomocą zewnętrznej, można by rzec, sztucznej stymulacji przestają pełnić swoje funkcje. Już nie są odpowiedzią na zewnętrzne wydarzenia, ale bardziej na stan organizmu. Przeżywanie emocji w oderwaniu od zewnętrznej rzeczywistości, czy też tylko w związku z jedną określoną substancją może prowadzić do uczucia odrealnienia. Dzieje się tak, gdy wszystko inne traci subiektywne znaczenie i swoją wartość.

Różne narkotyki mają swoje specyficzne minusy. Jedne wywołują bardzo silne uzależnienie, inne w bardzo dużym stopniu rujnują zdrowie fizyczne. Jeszcze inne działając głównie na psychikę mogą wywierać bardzo negatywne i szkodliwe skutki właśnie w tym zakresie ludzkiego funkcjonowania. Do środków najsilniej działających na psychikę należą substancje halucynogenne (psychomimetyczne, czy też psychodeliczne). Nie są to substancje uzależniające, nie są też szkodliwe dla zdrowia fizycznego. Ich główne negatywne oddziaływanie dotyczy obszaru ich działania: mózgu i psychiki.

Efekty działania takich substancji związane są ze wzrostem komunikacji międzykomórkowej w mózgu. W wyniku tego zostają zaktywizowane połączenia, które przeważnie są nieużywane a te, które normalnie są wykorzystywane, działają z większą intensywnością. W zależności od ilości zażytego środka prowadzi to do spotęgowania wrażeń, odczuć, emocji, myśli, czy też nawet do zniekształceń percepcyjnych, synestezji, a nawet wizji. Taka nadaktywność może prowadzić do trwałych zmian w strukturze połączeń pomiędzy neuronami, komórkami mózgu. Raz aktywowane połączenia będą mogły być łatwiej wykorzystane następnym razem, nawet, gdy dana substancja przestanie działać. Może to mieć zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki.

Flashbacki, zaburzenia percepcyjne, urojenia, eskalacja magicznego myślenia, epizody psychotyczne mogą być negatywnymi konsekwencjami związanymi z używaniem, czy też nadużywaniem substancji psychodelicznych. Doświadczenia wywołane takimi specyfikami mogą być bardzo chaotyczne. Mogą w nich pojawiać się najróżniejsze zniekształcenia. Od zniekształceń percepcyjnych poczynając, na zniekształceniach emocji, myślenia, czy też osądu i podejmowania decyzji oraz działania kończąc. Wywoływanie takich doświadczeń poprzez chemiczną stymulację uaktywniającą najróżniejsze połączenia pomiędzy neuronami może prowadzić do pojawiania się tego rodzaju doświadczeń także poza doświadczeniami psychodelicznymi. Do niektórych zniekształceń w myśleniu czy też przeżywaniu rzeczywistości trudno się realistycznie ustosunkować, jeśli wcześniej uznało się je za objawienia i np. głębszy wgląd w naturę rzeczywistości. Substancje psychodeliczne są bardzo niebezpiecznymi substancjami mogącymi w bardzo dużym stopniu przekształcać układ nerwowy, a co za tym idzie sposób przeżywania, interpretowania i postrzegania rzeczywistości. Jako że substancje te w trakcie swojego działania wywołują sporo zniekształceń charakterystycznych dla chorób psychicznych, ich negatywne konsekwencje związane z przekształcaniem postrzegania rzeczywistości mogą być bardzo negatywne.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Palenie tytoniu, a zdrowie

Palenie tytoniu, a zdrowie


Autor: Arek Czapla


Paląc papierosy jesteś narażony na zawał serca i udar mózgu. Palenie tytoniu powoduje podwyższenie ciśnienia i przyspiesza akcje serca. Ryzyko zawału i udaru mózgu jest największe rano po wypaleniu pierwszego papierosa.


Jeżeli palisz papierosy sprawdź jak one działają na twój układ krążenia, mierząc sobie tętno przed i po wypaleniu papierosa.

Podczas palenia tytoniu u palacza występuje skurcz naczyń wieńcowych. Dlatego palenie może spowodować zawał serca

Jeżeli chorujesz na nadciśnienie tętnicze palenie tytoniu utrudnia leczenie tego schorzenia. Efekty leczenia nadciśnienia tętniczego będą widoczne dopiero po rzuceniu papierosów.

Paląc tytoń narażasz nie tylko siebie, ale także swoich bliskich (tzw bierne palenie). Bierne palenie najbardziej szkodzi dzieciom, a szczególnie źle wpływa na ich układ krążenia.

Palacze są częściej narażeni na amputacje nóg z powodu miażdżycy tętnic tych kończyn. Papierosy są częstą przyczyna impotencji u mężczyzn, a także niepłodności kobiet.

Palenie tytoniu jest w Polsce przyczyną zgonu mężczyzn w wieku 35 -69 lat !. Polska jest światowym liderem, jeżeli chodzi o zgony z tej przyczyny.

Każdy palacz wie, że palenie papierosów jest niezdrowe, ale wie także, że zerwanie z nałogiem nie jest takie proste...

Oto sytuacje w których bezwzględnie trzeba powstrzymać się od sięgnięcia po papierosa ...

Nie pal na czczo - Bardzo niedobrze jest sięgnąć po papierosa tuż po obudzeniu, gdy jesteś jeszcze przed śniadaniem. Jeżeli w naszym układzie pokarmowym znajduje się jedzenie, to osłania do pewnego stopnia śluzówkę przełyku, żołądka i jelit, utrudnia to także wnikanie do komórek szkodliwym związkom. Paląc papierosa na czczo pozbawiasz swój układ pokarmowy ostatniej ochrony.

Powoduje to, że trujące składniki dymu tytoniowego mają ułatwione zadanie z wniknięciem do Twoich komórek, a stamtąd przedostają się do krwi, tkanek i narządów.

Nie pal zaraz po wysiłku fizycznym - Po ćwiczeniach w organizmie człowieka szybciej zachodzą różne procesy. Nasze serce przyspiesza, krew w żyłach krąży intensywniej, mamy rozszerzone naczynia krwionośne. Jest to powodem szybszego docierania składników zawartych we krwi do komórek i tkanek. Oczywiście jest to dla nas bardzo korzystne, ale pod warunkiem, że we krwi znajdują się substancje odżywcze. Gdy we krwi znajdują się także toksyny, zostaną one szybko rozprowadzone po organizmie. A więc jeżeli musisz już zapalić, to zrób to, gdy trochę odpoczniesz...

Nie pal, gdy jesteś zdenerwowany - Jeżeli jesteś pod wpływem stresu, to podnosi Ci się ciśnienie krwi i rośnie puls. Tak samo działają na Ciebie wypalone papierosy. Wiec jeżeli sięgasz po papierosa, aby się uspokoić, to nic z tego - osiągniesz przeciwny skutek. Na dodatek narazisz się na przykre dolegliwości, które związane są z nagłym wzrostem ciśnienia krwi : kołatanie serca, ból głowy, trudności z koncentracją.

Nie pal, gdy jesteś przeziębiony - Dym tytoniowy uszkadza rzęski w drogach oddechowych. Są one niezbędne to wychwytywania chorobotwórczych wirusów i bakterii. Jeżeli zostaną zniszczone - drobnoustroje przedostaną się z nosa i jamy ustnej w głąb organizmu i lekkie przeziębienie zamienia się w zapalenie oskrzeli lub zatok...

Nie pal, gdy masz zaparcia - Substancje z dymu tytoniowego mają negatywny wpływ na perystaltykę jelit. Pierwszy papieros może sprawiać wrażenie, że przyspiesza wypróżnienie, ale kolejne zadziałają odwrotnie. Gdy masz problemy z zaparciami - papierosy tylko zwiększą tą dolegliwość..

Nie pal, gdy bierzesz leki - Palenie papierosów może być bardzo niebezpieczne, gdy przyjmujesz:

antybiotyki - ponieważ nikotyna osłabia działanie leku, antybiotyk nie działa już tak dobrze na chorobotwórcze drobnoustroje - sprzyja to lekooporności u bakterii

leki, które obniżają ciśnienie krwi - substancje, które zawiera dym tytoniowy znosi działanie leków na nadciśnienie, dlatego u chorego wzrasta ryzyko zawału serca, udaru mózgu i niewydolności nerek.

doustne środki antykoncepcyjne - palenie tytoniu wzmocni zatorowe działanie pigułek..


Arkadiusz Czapla - Błonnik dla zdrowia

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

List do nieznajomej III

List do nieznajomej III


Autor: Antoni Matysiak


Kwstia podjęcia decyzji o "pożegnaniu z alkoholem", a "niedomkniętą furtką".


List do nieznajomej - III

Witam Ciebie. Anonimowość naszej korespondencji, jak najbardziej mi odpowiada i wcale jej się nie dziwię. To, że komunikujemy się również przez: /www.artelis.pl/ - jest pozytywne, ponieważ, nie tylko Ty masz problem z alkoholem i wiele osób, może, z naszej anonimowej korespondencji, odnieść sukces, w powrocie do zdrowia. Choroba, którą oboje jesteśmy dotknięci, w społeczeństwie, ma status czegoś wstydliwego. Panuje ogólne, ciche, przyzwolenie dla pijaństwa wszem i wobec, ale człowiek dotknięty chorobą, alkoholik, z góry otrzymuje pozycję „gorszego w stadzie”.
Na początku drogi do trzeźwego życia, bez odrobiny alkoholu w dalszym życiu, poczucie tego wyobcowania jest potężną barierą do całkowitego zaakceptowania własnej choroby. Tych barier do pokonania jest o wiele, więcej. Wystarczy, że wymienię Tobie uczucie „…żalu po stracie…” i pojawiające się w myślach pytanie do samego siebie: - Jak to, to ja, już nigdy nie będę mógł się napić alkoholu?
Wielu z nas chętnie podjęłoby decyzję o konstruktywnym leczeniu, gdyby…..
No właśnie, gdyby to umożliwiało nam powrót do picia kontrolowanego. Niestety, dla alkoholika, chcącego być „wolnym od nałogu”, jest to niemożliwe do osiągnięcia.
Wielu, zamożnych ludzi tego świata oddałoby połowę swych fortun, albo i więcej, gdyby tylko mogli powrócić do takiego stanu relacji z alkoholem- do dystansu i picia kontrolowanego.
Wielu z nas, podejmuje leczenie typu ambulatoryjnego i spotyka się z terapeutami, ale za nic w świecie nie chce podjąć terapii stacjonarnej, typu szpitalnego.
Wielu z nas, pokona jeden z „progów oporu” i pójdzie na miting AA, ale ani kroku dalej.
Wielu z nas, po prostu, zostawia sobie niedomkniętą furtkę za sobą, przez którą, wracają do picia, wcześniej lub później, jeśli nie podejmą stanowczej decyzji o całkowitym pożegnaniu się z alkoholem.
Spotkałem kolegę, starszego człowieka, który przychodził na spotkania grupy terapeutycznej i ciągle powtarzał: - „ Ja, pijakiem jestem, ale alkoholikiem nie jestem”.
Człowiek ów, przyzwalał sobie na leczenie, ale pod warunkiem, że będzie mógł, nadal, usiąść ze swoją siostrą przy butelce wódki i ją, po prostu, wypić, bo tak się przyzwyczaili, bo… taka jest u nich tradycja rodzinna.
Na swojej drodze trzeźwienia, spotykam bardzo dużo ludzi z takim właśnie podejściem do kwestii leczenia z alkoholizmu. „Skorupa tradycji”- to ogromna przeszkoda do pokonania dla trzeźwiejącego alkoholika.
Chociaż, ta „tradycja rodzinna” dokonała już takich zmian somatycznych w organizmie, że przeszkadzała już, wspomnianemu koledze, w komunikowaniu z trzeźwymi, nie mógł się zdobyć na zmianę w swoim życiu. Tak, tak…, dobrze przeczytałaś: - zmiany w swoim życiu.
Proces trzeźwienia, wymaga zmian dotychczasowego życia, a w nim, starych nawyków, przyzwyczajeń i tradycji, wymaga pożegnania z większością kolegów i koleżanek, z którymi się po prostu piło. Wymaga „DECYZJI”, a nie decyzji. Nie bez powodu zapisałem to w ten sposób. Trzeźwe życie, wymaga decyzji jako "tytułu" na dalsze życie, a nie decyzji o próbie chwilowego odstawienia alkoholu, co, najczęściej, jedynie czasowo, zmienia model picia. Jak zmienia?
Ano tak, że jak dotychczas piło się codziennie, to teraz, tylko, co tydzień… i ewentualnie przy innych rodzinnych okazjach i w końcu, wraca się do swojego, ciągle pijanego życia. To, taki, szczególny rodzaj betoniarki, w której zamiast piasku, cementu i wody,siedzimy my i "wóda". Nie sposób o wszystkim napisać w liście. Dlatego, wszystkim, którym pomagam, podpowiadam, by poddali się terapii stacjonarnej. Nie walczyli z nią, a poddali się jej. Do tego, właśnie, potrzebna jest decyzja o całkowitym "pożegnaniu z alkoholem" i nie zostawianiu za sobą "niedomkniętej furtki".
Mimo tego, że alkohol czyni totalne spustoszenie w naszym życiu i to nas boli, trudno dojrzewamy do właściwej decyzji o powrocie do trzeźwego życia. Przeczytaj Tą anegdotę:

- Proszę pana, czy to pana pies?
-Tak.
-A, dlaczego on tak wyje od godziny?
-Boli go, bo siedzi na gwoździu, to wyje.
-To, dlaczego nie wstaje z tego gwoździa?
-Widocznie, za słabo go boli.

Serdecznie pozdrawiam.

e-mail:toni7@tlen.pl
gg.704 0 367.

www.sagp.pl Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

List do nieznajomej II

List do nieznajomej II


Autor: Antoni Matysiak


Na początku nowej drogi, często czujemy się wyobcowani, przestajemy "pasować do towarzystwa"...


List do Nieznajomej II.

Przebudziłem się tuż przed 3-cią i myśl o tym, że nie śpisz, nie pozwoliła mi dalej spać. Jeszcze chwile poleżałem, ale jednak wstałem.

Dzisiaj już nie nazwiesz mnie śpiochem, ale jeśli Ty teraz śpisz, śpij słodko. Do jutrzenki jeszcze zostało sporo czasu. Sporo rozmyślałem nad kwestią samotności w prywatnym życiu, a samym procesem trzeźwienia. Zainspirowały mnie do tego Twoje wczorajsze słowa, które wpisałaś na GG, o braku gości: - „jest ich o wiele mniej niż kiedyś” -, a Ty, sama czujesz obawę przed wyjściem do innych, " bo wszędzie piją".
Tak, sytuacja, która Ciebie spotyka, ma dwa elementy trudne do pokonania w trzeźwieniu, a dotyczące poczucia pewnego "wyobcowania"

Pierwszą kwestią jest przejście Twojego męża do świata duchowego, co samo w sobie spowodowało osamotnienie, a do tego osamotnienia dołożyłaś trzeźwienie, które-jeśli jest właściwe- niemal automatycznie odcina dotychczasowych - pseudo przyjaciół, znanych dotąd i spotykanych na wspólnych alkoholowych biesiadach "kumpli, czy kumpelek od stołu" i tłumaczenie sobie, że to była zgoła obowiązująca tradycja, nic nam tu nie zmienia - piłem. Napisałem: - piłem, bo ja robiłem tak samo i miałem do tego picia towarzystwo, bo jak stół pełny, to goście się znajdą. Zniknęli, z mojego życia niemal wszyscy, gdy przestałem pić alkohol.

Rzeczywiście, kiedy podejmujemy drogę do zdrowienia z alkoholizmu, to pewnego rodzaju specyficzne "wyobcowanie" dotyczy nas wszystkich alkoholików, i sporo drogi przechodzimy, nim zrozumiemy, że tak na prawdę, to uczucie osamotnienia wywołujemy sami w sobie - to coś w rodzaju wyciągniętych „macek choroby”, która nadal podsuwa nam uczucia dyskomfortu po to, byśmy znowu, chcąc uzyskać stan naszych uczuć "dla nas kiedyś normalnych i jakże błogich", sięgnęli po alkohol.

Gotowi jesteśmy, nawet obwiniać sam bezosobowy proces trzeźwienia i innych ludzi, za to, że czujemy się tacy samotni, a ponad to jacyś tacy inni, niepasujący już do towarzystwa.

Jednak ktoś powinien nam podpowiedzieć-, jeśli taką osobę spotkamy - że nasze, czasowe zresztą, poczucie wyobcowania związane z procesem trzeźwienia, to skutek poprzedniego, pijanego życia, a nie obecnego trzeźwienia. Bo przecież, nasza pijana kompania już znika i to szybko, a na jej miejsce, nowo poznani, ludzie trzeźwi, zjawiają się o wiele wolniej, a powstałą "lukę" należy wypełnić, bo człowiek, to istota stadna.
Wiele by jeszcze o tym mówić, ale może, chociaż te kilkadziesiąt słów utwierdzi Ciebie w tym, że nic złego się z Tobą nie dzieje, i jeżeli masz takie odczucia, to znaczy, że wszystko idzie w dobrym kierunku i trzeba: „dać czas czasowi" -chyba znasz już tą zasadę. Dobrze by było, zadbać o zaplanowanie każdych kolejnych 24- godzin, zgodnie z programem "HALT". Jeśli tego programu nie znasz, zapytaj swojego terapeutę, lub sam chętnie służę objaśnieniem sprawy:toni7@tlen.pl

I nie mów, ze jesteś taka samotna - Ty śpisz, a ja z Tobą.


www.sagp.pl Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

List do nieznajomej

List do nieznajomej


Autor: Antoni Matysiak


Kilka zdań do kobiety, która ma problem z alkoholem.



Zza horyzontu: 21-luty-2007.
Witaj Basiu.

Nie musisz tego czytać, nic nie musisz, ale możesz – wybór należy do Ciebie. Jeśli podjęłaś decyzję, że jednak przeczytasz wiedz, że mam na imię Tomasz. Wstałem przed chwilą, jest 3,30, wstałem, by do Ciebie napisać.
Nigdy Ciebie nie widziałem, ale wiem jak wygląda Twój świat, tak wiele razy prosiłaś i prosisz Boga o pomoc, nawet wtedy, gdy wątroby omal nie wyplujesz z żółcią, obejmując sedes.
Tragedią dla człowieka nie jest to, że upada, ale tragedią dla niego jest brak woli podniesienia się z upadku.

Nie piszę do Ciebie, by prawić Tobie morały, piszę, dlatego, że wiem jak cierpisz. Nie będę kadził, bo nie o to chodzi. Kurde, jak Ci to powiedzieć?
Basiu, Ty szybko zaczynasz umierać, i w ten dół ciągniesz tych, którzy najbardziej Ciebie kochają, bo ta oszukańcza choroba tak właśnie czyni z ludźmi.
Nie szukaj teraz, odrobiny piwa po zakamarkach. Skoro czytasz dalej, nie myśl, że za chwilę się „rozlecisz”, jeśli się nie napijesz.
Może teraz również nie śpisz pełna lęków, obaw i poczucia winy, znowu chcesz się schować, ulżyć sobie, dać nura w alkoholowy, iluzoryczny, oszukańczy, diabelski świat.
Prosisz Boga o pomoc? Więc czytaj, bo Bóg posługuje się ludźmi.

Dał Tobie Pan „wolną wolę” i w przeciwieństwie do człowieka, On słowa dotrzyma i tej możliwości wyboru Tobie nie odbierze, więc jeśli wolą Twoją jest śmierć - to umieraj.
Jeśli jednak wolą Twoja jest żyć, masz moja dłoń, którą Tobie podaję zza horyzontu.

Nie jesteś sama, są nas miliony, jesteśmy na wszystkich krańcach tego świata. Nie tylko Ty jesteś w tych sidłach i nie jesteś żadnym wyjątkiem.

Dzisiaj, z prywatnej własności mam jedynie ubrania i przybory toaletowe, przenośny komputer i emeryturę. Pisząc do Ciebie, co jakiś czas spoglądam na fotografię syna, ma na niej chyba z pięć lat. Dzisiaj ma lat 23- k…..wa, jak to się stało, że nagle stał się dorosły, dlaczego nie mam w pamięci jego dorastania!?
Sam siebie okradłem, bo piłem, okradłem siebie z własnych dzieci, nikt mi tego nie uczynił, to był mój wybór, gdy sięgałem po alkohol. Gdyby, alkohol kosztował tylko pieniądze, pewnie pił bym dalej, a i brak pieniędzy wcale w tym piciu mi nie przeszkadzał.
Jednak za swoje picie zapłaciłem potworna cenę. Pamiętam, że pijąc, mimo przesiąknięcia brudami zła, wszechogarniającego mnie zła, prosiłem Boga o pomoc. To jednak, nie przeszkadzało mi obwiniać za mój stan wszystkich, tylko nie samego siebie.

I Bóg wysłał mi ludzi, aby mi pomogli, mogłem ich pomocy nie przyjąć, mogłem się zapić na śmierć, ale postanowiłem żyć. Żyję Basiu!

Trzeźwienie, to ciężka sprawa. Samo nie picie, to tylko łyżeczka dziegciu, a choroby jest wiaderko. Jedynie o własnych siłach, licząc na resztki silnej lecz przepitej woli, choćby była góralską, z tej choroby się nie wychodzi.
Wierzę, że Bóg bez powodu ludziom ścieżek nie krzyżuje i ma w tym swój plan, może kazał mi wstać dzisiaj o 3,30 by przeze mnie pokazać Tobie światełko w tunelu, – jeśli tak, to jestem mu za wdzięczny.
Nie musisz tego zrobić, ale możesz - oto dwa pierwsze bezwzględne drogowskazy:
1.- Twoja decyzja o powrocie do trzeźwego życia.
2.- Wizyta u terapeuty od uzależnień / tylko nie idź do psychiatry oni się na tej chorobie nie znają i trują nas lekami nasennymi, psychotropami – powodując dodatkowo uzależnienie od leków.

Jeżeli zrobisz te dwa pierwsze kroki, dowiesz się od terapeuty, którą drogą pójść dalej, by wrócić do życia, bo nie ma tu ścieżki na skróty.

Jeśli tych dwóch kroków nie zrobisz, bezsensem jest mówić po próżnicy.

Życzę Tobie, byś wróciła do życia, w którym nie chodzi się na alkoholowej smyczy.
Ja wróciłem, to i Ty możesz. Wtedy nakarmimy gołębie na Krakowskim Rynku i to nie będzie randka.
Pamiętaj, wybór należy do Ciebie.
Nie jestem cieniem, wiec podaje Ci moje namiary, możesz z nich skorzystać, zawsze służę pomocą tym, którzy jeszcze cierpią. Trzy lata temu zachciało mi się żyć. Dzisiaj, chociaż jestem uzależnionym od alkoholu – jestem wolnym od nałogów – z tym można żyć Basiu i to żyć trzeźwo. Przeszedłem drogę, którą Tobie wskazuję. Zapraszam Ciebie na ten szlak, bo jest bezpieczny, dobrze oznakowany przez naszych poprzedników i pełen pomocnych serc i dłoni.
Nic tu nie da tabletka, nie pomoże skalpel, pomogą terapeuci od uzależnień i inni alkoholicy, jeśli poprosisz ich o pomoc.

Basiu, jeśli wybierasz życie, do zobaczenia na szlaku.
Tomasz – alkoholik
e-mail:toni7@tlen.pl
gg:7040367.

Acha, róża jest z mojego ogrodu.

http://www.sagp.pl Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Alkoholizm

Alkoholizm


Autor: jaras jarty


Alkoholizm, czy da się z tym żyć? przemyślenia alkoholika na drodze ku wyzwoleniu z piekła nałogu, wywodzące się z sugestii napotkanych ludzi, fachowców w dziedzinie oraz własnych doświadczeń na ten temat


kto by chciał o sobie powiedzieć, że jego życie to całkowita, absolutna porażka?

każdy człowiek będzie się buntował na takie słowa, każdy będzie próbował odnaleźć te choćby cząstkę, wskazującą na bycie wciąż w obszarach normalności, będzie próbował wskazać to, czy tamto, wydarzenie bądź dokonanie, aby obronić swoją istotę człowieczeństwa, odszuka choćby iskrę, by móc znów rozpalić swój płomień życia, "naprawdę bardzo trudno przyznać się, że z kieliszkiem w ręku pozwoliliśmy się opętać zabójczej obsesji picia, od której już tylko Opatrzność może nas uwolnić"

ta zatrata siebie nie ma porównania z niczym innym, obłęd rozniecania wciąż na nowo tego samego płomienia, wciąż w tym samym palenisku wyssał z nas cała wolę zmiany sytuacji, beznadzieja i świadomość niemożności poradzenia sobie z alkoholizmem, przytłacza coraz bardziej

przyznanie się do bezsilności wobec alkoholu i niekierowania swoim życiem, wbrew pozorom, przynosi wyzwolenie i staje się przyczynkiem budowania zupełnie nowego, szczęśliwego i wartościowego życia, to właśnie taka kapitulacja pozwala nam się wyzwolić i odzyskać siły, ale dopóki nie nastąpi, głęboka i prawdziwa, niewiele się zmieni, a niekontrolowane pijaństwo będzie powracać, choroba alkoholowa, będzie się pogłębiać, a bezradność wzrastać, świadczą o tym doświadczenia alkoholików, liczonych w miliony istnień

zaufanie do siebie w walce z alkoholem, jest nic nie warte i może być tylko przyczyną kolejnego upadku, ponieważ każdy z nas wie ile znaczy, nawet najbardziej wytężona siła ludzkiej woli wobec podstępnej perfidii alkoholu i obłędu w jaki popadliśmy "tyrania alkoholu działa jak miecz obosieczny: najpierw zostaliśmy porażeni przez obłędną pokusę skazującą nas na przymus picia, a następnie przez fizyczne uczulenie prowadzące do ostatecznego samozniszczenia w miarę rozwoju choroby"

któż z nas potrafi oskarżyć siebie o rozsądek, skoro dopada nas to alkoholowe szaleństwo? alkoholicy, prawie nigdy, nie wracają do zdrowia o własnych siłach

dlaczego tak bezwzględnym warunkiem jest całkowita kapitulacja i absolutna abstynencja od alkoholu? po co jest konieczne poczucie osiągnięcia własnego dna?

ponieważ potrzebna jest zmiana dotychczasowego sposobu życia, a więc przyjęcie innych jak do tej pory postaw i zachowań życiowych, to dopiero pod pręgierzem nałogu zwracamy się po pomoc, i dopiero wtedy dowiadujemy się o skali naszego upadku, właściwie tylko wtedy mamy motywację do tych zmian i jeżeli jesteśmy skłonni naprawdę zrobić wszystko, by się uwolnić od tej jakże bezlitosnej obsesji, otrzymujemy szansę na wyzdrowienie lub umieramy w alkoholowym cierpieniu

trzeba jednak pamiętać, że jeżeli ktoś stał się alkoholikiem, kimś, kto utracił kontrolę nad ilością spożywanego alkoholu, to pozostanie takim do końca życia, gdyż jest to choroba nieuleczalna i pogłębiająca się, ale możemy ją powstrzymać, zaaresztować, poprzez zachowanie abstynencji od alkoholu, a dzięki rozwojowi osobistemu, duchowemu, możemy żyć tak, jak byśmy nigdy nie byli alkoholikami

a nawet nieco lepiej...


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Narkotyki

Narkotyki


Autor: Kristam


Nic na świecie nie jest przez przypadek i bez sensu. Więc, po co są narkotyki? Czy są bezpieczne narkotyki? Jakie są rodzaje? Opowiem co wiem. Coś czuje, że muszę...


Narkotyki i sacrum, czyli "odurzacz" i Bóg są wspólnymi cechami wszystkich cywilizacji przewijających się po naszej planecie. Ten fakt zauważony przez jednego z największych myślicieli naszych czasów - Marksa, daje do myślenia.
Dlaczego nasza świadomość i psychika potrzebuje tego typu wrażeń? Co się kryje za tym zjawiskiem?
Czy potrzebuje czy też ucieka do tego typu doświadczeń to i tak nie można narkotyków czy innych używek potępić i powiedzieć o nich że są diabelskim wynalazkiem i niosą tylko zgubę. Znamy wiele zastosowań w medycynie i innych gałęziach przemysłu na przykład w rozrywce;) gdzie narkotyki i używki są regularnie używane i nikomu do głowy nie przychodzi żeby powiedzieć coś złego na temat na przykład kawy... o której się teraz pisze hymny pochwalne, a przecież ona również uzależnia.... A pewnie każdy szaman afrykański czy indiański powie też, że narkotyki służą jako pomost między światami i stanami umysłu ( i nie tylko szaman!). Tyle, że autorytet szamana na "haju" nie jest zbyt wielki (przynajmniej dla większości) i raczej nie tędy droga, jeżeli chodzi o poznanie tych rzeczy....


Wiem o tym, że nic nie szkodzi jak tylko brak umiaru. Nawet arszenik w mikroskopijnych ilościach może służyć jako lekarstwo i tylko nasza nieodpowiedzialna postawa i brak umiaru w korzystaniu z tych darów świata może nam zaszkodzić. I tak jest z narkotykami i ze wszystkim w naszym życiu.

Wylewanie dziecka z kąpielą, czyli zabranianie i oczernianie tych przedmiotów nie jest zbyt mądre a piętnowana powinna być raczej postawa wobec nich niż one same w sobie.

Brak wiedzy i wiele pomówień i fobii, które narosłym wokół tego zjawiska woła o to, aby trochę o tym temacie porozmawiać, bo to brak wiedzy powoduje, że wiele ludzi wciąż popada w problem narkotykowy.


Opiszemy bardziej znane narkotyki. Ale z góry mówię. Nie popieram narkotyków!
Uważam, ze zażywanie narkotyków w żaden sposób nie jest nam potrzebne i używanie ich szkodzi.

Szkodzi naszej psychice i ciału. Powoduje uzależnienie nawet te tak zwane "miękkie"...
Tak samo jak uzależniamy się od protezy, która by pozwalała nam szybciej chodzić, czy w ogóle uzależniamy się od techniki i od dobrobytu... Tak samo uzależniamy się od narkotyków, które sprawiają, że chwilo mamy lepszy humor czy nastrój lub też zwiększają naszą pewność siebie czy dają nam siłę. (Spójrz tylko, co się dzieje w przemyśle farmakologicznym, na wszelkiego rodzaju wzmacniacze, wspomagacze, uspokajacze itd...)

Ale najpierw trochę ogólnie:

Najfajniejsze w narkotykach i chyba taki jest sens ich istnienia jest to, że pokazują człowiekowi jego możliwości... bo NARKOTYKI JEDYNIE POTĘGUJĄ TO CO JUŻ MAMY W GŁOWACH, UMYSŁACH , MIĘŚNIACH i to co już potrafimy i co możemy osiągnąć. I mogą nam pokazać... Może nie prawdę (nie nazywajmy tego tak), ale inną rzeczywistość.... A to daje do myślenia... Tylko, że trzeba myśleć na trzeźwo!

Jeżeli masz w głowie jakieś fajne idee, które z jakiś powodów nie możesz wyrazić, bo hamuje Cię strach czy obawy przed innymi to wypicie sobie kielicha na odwagę jest standardowym zachowaniem. Zapalenie sobie skręta w spokoju również Cię wyciszy. Jeżeli masz dobry nastrój i dobre usposobienie do życia to narkotyk "rozbuja" jeszcze bardziej te nastroje. Człowiek będzie jeszcze weselszy, radośniejszy, więcej siły i szczęścia. Hormony oszaleją. Serotonina i endorfina uszami popłyną i bal będzie trwał przez kilka godzin... Aż się skończy.... A kończy się zawsze poniżej normy.... Czyli wspomniane hormony pójdą spać a pojawią się jakieś inne usuwające z organizmu odpady i zanieczyszczenia poimprezowe, wywołując efekt popularnie zwany kacem tudzież zwałą.

Zdarza się i tak, że nawet będąc w fatalnym nastroju, zły czy coś w tym stylu, "zapodajmy" sobie jakiś środek i nam przechodzi i zaczyna się miły czas. Ale to jest zależne od tego czy generalnie mamy dobro w głowie i porządek, a nasz zły nastrój był przypadkowy. Jeżeli generalnie mamy zły "klimat" w życiu to raczej narkotyki z ulicy nam nie pomogą tylko te z apteki... I to pod kontrolą.. A i to na krótko i to oszukując....

I dalej. Jeżeli w głowie masz jakieś problemy to zażywanie narkotyków nie jest dobrym pomysłem.
Narkotyk sprawia, że opada racjonalne myślenie i hamulce a blokady mentalne, jakie Cię chronią przed Twoimi własnymi problemami przestają działać... Problemy natomiast rosną w siłę i do tego nabierają przeróżnych "fantastycznych" kształtów, co może Cię nielicho przestraszyć i wpędzić w tak zwanego doła, shize, bedtripa itd...
Stany lękowe w tym przypadku to norma. Paranoja obserwuje Cię z każdych oczu, a Ty masz problem z normalnym kontaktem z ludźmi. Wtedy się zamykasz sam i zaczyna być na prawdę smutno i... Niebezpiecznie.

Inna sprawa to to, że narkotyki Cię rozmiękczają, czyli robią Ci papkę z mózgu... Spada Twoja sprawność intelektualna i robisz sobie powoli lobotomie. Nie jest to szybki proces! Ale po paru latach częstego palenia widoczny i to bardzo, a przy zażywaniu na przykład amfetaminowych środków efekt widoczny jest już po kilku tygodniach a nawet dniach.

I tak. W przypadku narkotyków "miękkich" typu marihuana robisz z siebie powoli rozciapanego pacyfistę niezdolnego do działania twórczego i do jakiejkolwiek akcji (skrajność). To też jest wszystko zależne od indywidualnego organizmu i środowiska.
A środki pobudzające typu amfa sformatują Ci umysł na agresora. Będziesz niebezpiecznym, nadpobudliwym idiotą.

Miodowy miesiąc.
Każdy, kto używał narkotyków wie, że początki są piękne. Gdy nasz umysł jest czysty i sprawny, gdy nasza świadomość nie jest podziurawiona narkotykami wtedy te odloty są najpiękniejsze i najbardziej wciągające. Wtedy właśnie najłatwiej o uzależnienie.
Podczas takich chwil, gdy euforia przepełnia nas przypominają nam się słowa ostrzegające nas przed narkotykami i śmiejemy się w głos... "Co oni gadają!" Takie fajne rzeczy! Jak to może być złe?? Przecież to jest naturalne ziółko! Prezent od Boga! Vivat zielone!
A po tym jak nas opuści "faza" to nawet nie mamy żadnego kaca... Nic... Żadnych zwałek czy coś... Można spokojnie iść do szkoły czy do domu... Wpuścić kropelki do oczu (palenie zioła wywołuje efekt przekrwionych ocząt) i wszystko gra... Jak takie coś może być szkodliwe? A może. Tylko właśnie nie od razu.

Dobre złego początki sprawdzają się w tym przypadku idealnie. A ten czas się kończy raz szybciej raz wolniej, ale zawsze się kończy i o tym trzeba pamiętać. Co tu dużo mówić. "Faza" po narkotykach zwłaszcza ta pierwsza jest fajna. Ba! Jest super i łatwo się zachłysnąć tą inną rzeczywistością. Znam osoby, które po zażyciu po raz pierwszy extaski strasznie się wystraszyły.... Bo tak im się to spodobało, że od razu miały ochotę jeszcze raz wystartować! Ale uwierzcie mi, że rzadko się zdarza, aby kolejna (no może po 4-5) impreza była lepsza od poprzedniej... Chyba, że się zmieni dawkę lub narkotyk.... Ale i to nie będzie to, bo w wyniku tego, że już brałeś Twój umysł nie jest już "dziewiczy" i już raczej na pewno nie będziesz miał tak wspaniałej fazy jak za pierwszym razem.
W końcu to tylko miesiąc miodowy.... Skończy się.

Pamiętaj, że narkotyk pokaże Ci jedynie, co masz w głowie. I im częściej będziesz po niego sięgał tym większą cenę będziesz musiał zapłacić za tę informację, a i każda taka akcja zostawia po sobie ślad.

Od strony duchowej teraz:
Za każdym razem Twoja aura zostaje rozrzedzona aż powstają w niej dziury. Poprzez nie do Twego świata wpływają różne mniej lub bardziej niefajne rzeczy, które stają się Twoim światem (wszystko to zależy od indywidualnego stanu psychiki i duszy). Twoja świadomość i zdolność racjonalnego myślenia - logika jest przytępiona, a wrażliwość duchowa zwiększona. Dlatego narkotyki są używane przez szamanów i innego rodzaju "łowców mistycznych odlotów". Podczas odlotu narkotykowego przyswajamy sobie mnóstwo mało fajnych rzeczy - bytów z naszego otoczenia duchowego - astralnego, te rzeczy o ile się ich nie pogoni zostają wraz z Tobą i stają się częścią Twego życia i "śmierdzą sobie", przyciągają sobie podobne i przy następnym "odlocie" dziura robi się jeszcze większa i tak dalej... Ostatecznym efektem tego może być kompletna fiksacja i "zawieszenie" w innym świecie lub ściągnięcie do "realu" jakiegoś dziwnego bytu.
A jeżeli myślisz o rozwoju duchowym to .... .... Ciężko będzie....
Nastraszyłem?:) Ok. To tylko ekstremalne przypadki... To tyle od strony duchowej a teraz psychika.

Niektóre narkotyki "rozmiękczają" nam umysły wywołują miękką "fazę" błogości i dobrostanu. Czas zwalnia... Wszystko się wyostrza.... Nabiera kolorów i głębszego sensu i wymiaru... Oglądany film ma niesamowity wyraz i "trafia" do nas jak nigdy. Słuchana muzyka porusza każdą komórkę naszego ciała i umysłu wyzwalając piękne doznania.... Przedmioty nabierają innego wyrazu i cała rzeczywistość robi się jakaś inna... Czarodziejska... Wspaniała... Błoga.... Ale tak jak mówię to tylko odbicie tego, co mamy w głowie i o ile mamy w głowie strach i złość to narkotyk może wywołać u nas atak paniki lub furię (zależy od narkotyku) przykładem rozmiękczającego narkotyku jest marihuana.,

Natomiast amfetamina najczęściej wywołuje nadpobudliwość czasem agresję. Wzrost sił i sprawności fizycznej i umysłowej (na początku...I to krótkim!). Dlatego jest to ulubiony narkotyk uczących się (to szlachetny cel ;)) imprezujących czy ćwiczących jednak jest to jeden z najbardziej wyniszczających i pustoszących naszą psychikę i ciało narkotyków.

Inne z rodzaju pobudzających to przeróżne odmiany extasy - popularnych "dropsów" czy niektóre rodzaje LSD, czyli "kwasy", kokaina. Heroina to raczej narkotyk halucynogenny, ale też może wywoływać przeróżne paranoje i agresywne zachowania.

Przemysł i postęp poszedł do przodu i nie ominął i tego sektora ( a ponieważ ćpają wielcy tego świata, więc w tym sektorze postęp idzie bardzo szybko - chodzi głównie o wymyślenie "bezpiecznego" narkotyku i przy okazji zajefajnego) i narkotyki są przeróżne i mające na celu wywołanie każdego stanu emocjonalnego.

Ktoś, kto ma iść do filharmonii raczej nie "zarzuci" sobie jakiegoś "speeda" - czyli narkotyku zwiększającego jego siłę i dodającego energii tylko pewnie sięgnie po coś, co go uwrażliwi na odbiór tych subtelnych wrażeń, jakie pewnie w filharmonii będzie dane mu wysłuchać.
I na odwrót. Ci, co idą na całonocną imprezę techno gdzie przez 8-12 godzin mają skakać nie wezmą jakiegoś "malenaża”, bo by pewnie brakło im sił i "fazy" na całą imprezę. Na imprezach najlepiej sprawdzają się extaski, czyli połączenie speeda z melanżem. Narkotyk, który da Ci i siłę do zabawy i jednoczenie sprawi Ci miłą i błogą atmosferę w głowie (chyba, że przedawkujesz albo trafisz na zły towar... Najczęściej śmierć, ale czasem parę lat rehabilitacji i trwałe skrzywienie na całe życie).

Trochę historii.
A skąd się wzięły narkotyki i co sprawiło, że tak są popularne dziś?
"Ojcem" chemicznych środków odurzających typu LSD jest amerykańska armia, która szukała w chemii pomocy przy przesłuchiwaniu więźniów (Wietnam), czyli w latach 60-tych...... Któryś z wojskowych pewnie był hipisem;):) bo twór zwany LSD ukołysał całe pokolenie amerykańskich hipisów i nawet Bill Clinton palił trawkę.... Tylko się nie zaciągał....;):) Pospolite zioło, czyli marihuana i kokaina, rosną po polach od zawsze a pomysłowość człowieka w odnajdywaniu czegoś, co by spowodowało szum w główce nie zna granic i ludzie piją, jedzą, palą, wciągają, wstrzykują i wąchają wszystko, co tylko może spowodować odlot... Słyszałem na przykład o tym, że ktoś palił kropki z muchomora...:) Nie pytajcie o więcej szczegółów, bo sam nie wiem, ale widzicie sami....:)

Dużą zasługą dla dzisiejszej pozycji narkotyków wykazała się Ameryka. Wcześniej narkotyki były w ogóle niezakazane. Na przykład napój Coca cola... Był na początku robiony z orzeszków koli i z kokainy, ale że stwierdzono, że napój idzie jak woda i że kolejki się po niego ustawiają jak po "Polokoktę" przyjrzano się bliżej tematowi i zamieniono kokainę na kofeinę jako akceptowaną społecznie używkę.
Amerykanie mieli kiedyś prohibicję, która zakazywała alkoholu. Ponieważ nie można zabraniać człowiekowi tego, za czym tęskni jego natura prohibicja padła, ale pozostał aparat do jej zwalczania. Wiele tysięcy ludzi nie miało, co robić, więc wymyślono wroga.... Narkotyki! I tak się potoczyło. Napisano mnóstwo prac o tym, jakie to one są be i niebezpieczne i szkodliwe i że trzeba to tępić i zwalczać i już mamy obecne czasy... Dziś w tych czasach hipokryci głośno krzyczą przed swymi wyborcami, jakie to „dragi” są niebezpieczne i „be” by później sobie w spokoju w domku zapalić skręta czy "przypudrować noska". Albo też boją się tego jak ognia przyznając tym samym, że też mają problem z narkotykami.

Narkotyki są częścią naszej natury i sposobem na życie...Niestety... I najlepsze, co można zrobić to potraktować je na równi z alkoholem, który jest społecznie akceptowany.


Uważam, że narkotyki są tylko po to, aby nam pokazać i uzmysławiać, że są inne stany świadomości i że rzeczywistość może inaczej wyglądać. Narkotyki jedynie potęgują to, co mamy już w głowach, więc wiele mamy jeszcze do nauczenia się. Narkotyk to tylko jeden z drogowskazów. Niebezpieczny drogowskaz, ale... Rozsądnie użyty spełni swą rolę. A że przy tym tyle radości daje...;) A my dzieci lubimy takie zabawki...;)
.
Jak stwierdził mój kolega: "każdy raz w życiu powinien zjeść kwasa". Może nie podchodziłbym do tego aż tak radykalnie, ale coś w tym jest, bo one na prawdę poszerzają horyzonty.. I myślę, że to jest ta lekcja i nauka, którą nam narkotyki próbują przekazać. Myślę, że narkotyki to kolejna próba Boga zwrócenia na siebie uwagi... Tylko, że my ludzi jak zwykle przesadzamy! I wiem też, że doskonale możemy się bez tego obejść.


Opis najbardziej znanych narkotyków.

Marihuana. Ziele o wielu nazwach uważane za "miękki" narkotyk i najbardziej popularny i hołubiony przez nasze społeczeństwo. W kilki krajach zalegalizowana. Jest niby bezpieczny i nieszkodliwy... Niby... Bo przez nasz brak umiaru i "dziecinne" używanie tej używki "podstępnie" wchodzi w nasze życie i robi spustoszenie. Nie jest źle od czasu do czasu zapalić sobie skręta... Ale jak ktoś pali parę razy w tygodniu lub, co dziennie to już nie długo zobaczy, jakie to nieszkodliwe ziółko zrobi mu kuku... Znaczy on sam to długo będzie twierdził, że nic mu nie jest!...Zaczyna się od tego, że nic nam się nie chce... Wszystko nam wisi.. Melanż... Palimy sobie coraz częściej sami... Jakieś paranoje... Stany lękowe itd.... Nuda... Marazm... Za każdym razem pomimo tego, że poprzednia faza była słaba, że wpadliśmy w jakieś paranoje to i tak sięga się ponownie mając nadzieje, że "tym razem będzie lepiej..." Nigdy nie jest.... No... Może czasami...;)

Ale na początku jest w drugą stronę. Zazwyczaj ludzi uskrzydla... Heeej tylko po zapaleniu wszystko jest fajne i ma sens... Lepiej się gada i wszystko ładniej dokoła wygląda... Ta faza jest chyba bardziej niebezpieczna, bo trudniej zerwać z czymś, po czym generalnie się lepiej czujemy. Ale jeżeli jest taka sytuacja jak wyżej opisane to TRZEBA jak najszybciej skończyć a co najmniej zrobić sobie parę miesięcy przerwy lub dawkować te „cuda”.

Tak czy owak u większości znanych mi palaczy w pewnym momencie przychodzi rozwód. Koniec. Ci, co palili codziennie nagle przestają albo bardzo ograniczają. (Sporadycznie się zdarza, że "jadą" ostrzej.) Tyle, że to nie przychodzi łatwo i lekko i na prawdę spustoszenia, jakie zostawiły te niewinne ziółka są bardzo widoczne.

Ale marihuana to nie tylko zło i Baba Jaga. Jest to na prawdę przedziwne i bardzo pożyteczne ziółko. Stwierdzono naukowo, że łagodzi objawy chorobowe przy stwardnieniu rozsianym. Działa uspokajająco i rozluźniająco i wiele innych pozytywnych wpływów na ludzkie ciało i psychikę (wiadomo, że rozluźnia a już samo to w sobie jest potężnym lekarstwem dla naszego znerwicowanego społeczeństwa). Po za tym wspomniana roślina oprócz tego chemicznego związku kwasu THC to również wspaniała konopia, która może mieć milion zastosowań w naszym społeczeństwie. Robi się z niej od ubrań i leków po papier i zabawki i na prawdę gdyby nie to, że tak się tępi i piętnuje ten jej jeden przez jednych ulubiony przez innych nienawidzony składnik THC była by ona jedną z podstawowych roślinek hodowanych na świecie. Ale pewnie jej czas jeszcze nadejdzie.

Grzyby i inne halucynogenne środki.
Widzieliście kiedyś młodych ludzi pasących się jak krowy na polach?
Zdarzają się takie egzemplarze, choć generalnie są oni bardziej... Intymni. Ci, którzy się tak zachowywali po prostu jedli małe halucynogenne grzybki, które rosną po polach tam gdzie krowy robią kupy.... Inne z tego rodzaju to przeróżne odmiany kwasów LSD i rozmaite etery, kleje, benzyny, czy nawet zwykłe podduszanie, które również wywołuje "efekty".
Po tych środkach na prawdę masz odlot.... Latasz po świecie fantazji i masz wgląd we własną psychikę o ile będziesz na tyle przytomny by cokolwiek pamiętać... Grzybki lub inne LSD-owe "zabawki" wjadą Ci głęboko w psychikę i wydobędą z twojej podświadomości wszystko, co tam jest. Każdy strach i każda paranoja nabierze takiego rozmiaru i takiego koloru, że możesz i zwariować. Dlatego takie rzeczy biorą raczej ludzie wolni od problemów i nie słyszałem, aby ktoś dla uspokojenia zapodał sobie kwasa... To by go to dobiło.


"Speed" czyli amfetamina.
Działa jak kawa "z dopalaczem" - TURBO. :) Daje mnóstwo energii i nie „telepie” Cię.
Przez kilka ładnych godzin masz większego "powera”, czyli wzrasta moc obliczeniowa umysłu i wydolność mięśni. Rośnie poziom adrenaliny (hormon walki i ucieczki), zmysły się wyostrzają. Ulubiony narkotyk studentów kujących do egzaminów, zdających sesje. Bardzo szybko powoduje uzależnienie i robi największe spustoszenie w organizmie.

Na jej bazie robi się wiele innych narkotyków, które mają dać nie tylko "czada" na przykład do całonocnej imprezy, ale i do tego jakieś wrażenia artystyczne i właśnie dla tego powstało tyle rodzajów przeróżnych pigułek, czyli tabletek extasy.
Jest ich całe mnóstwo w zależności od tego, na jaki nastrój masz ochotę. Dla każdego coś miłego. Jak już mówiliśmy w tej dziedzinie też jest ogromny postęp i pewnie powstaną takie narkotyki które nie wywołają kaca czy jakiś złych przeżyć.. I ludzie będą sobie przeżywać całe życie na haju... Tak właściwie to już się tak dzieje. Przecież cała farmakologia psychiatryczna opiera się na środkach psychotropowych. W USA połowa społeczeństwa "jedzie" na społecznie akceptowanych narkotykach zwanych środkami psychotropowymi i nikt nie robi z tego wielkiego ambarasu... Do nas też zaczyna to docierać... Wystarczy się przyjrzeć reklamom w telewizji i zobaczymy przeróżne środki, które mają zagłuszyć i otumanić nasz głos wewnętrzny, który przecież tylko stara się zwrócić na siebie uwagę abyśmy zmienili życie i nasze przyzwyczajenia. Branie tabletek uspokajających to tak jakbyśmy mieszkając w domu przy zboczu i widząc głaz, który osuwa się na nasz dach grożąc zawaleniem podkładali patyki pod kamień żeby się dalej nie osuwał... i starali się zapomnieć o sprawie zamykając okno... Dopóki nam się dach na głowę nie zawali.... Leki to patyki. Wszystko, co otumania i chowa przyczynę jest patykiem, który wcześniej czy później pęknie.


Narkotyki były, są i będą. I nie ma możliwości, aby je wykorzenić z naszego społeczeństwa. Możemy i wręcz musimy tylko o nich otwarcie rozmawiać i mówić, co to jest, czym grozi i co to daje. Przynajmniej wyeliminujemy w jakimś stopniu jedną z przyczyn brania narkotyków - ciekawość. A drugi powód - przekorę i bunt, załatwilibyśmy legalizacją.

Dzięki wiedzy, że narkotyk tylko odciąga nas od naszego prawdziwego życia. Że nas otumania i wprowadza w błąd. W ostateczności blokuje nas na kontakt z naszą wewnętrzną naturą. Bo jakkolwiek podczas narkotykowego odlotu możemy przeżyć mistyczne doznanie, ale na prawdę jest to tylko po to, aby nam pokazać, że coś takiego jest w ogóle możliwe i że my musimy to sami BEZ NARKOTYKÓW i innych środków wspomagających osiągnąć.
Tylko czysty i piękny umysł i szlachetne, pełne miłości serce może osiągnąć nasz prawdziwy Cel życia. Narkotyk to brudne narzędzie.

Wierze, że każdy nawet jak spróbował to później się z tego otrząśnie i i spojrzy na to tylko jak na podpowiedź i pójdzie dalej samodzielnie budować królestwo we własnej głowie.


Wiem, co mówię, bo sam miałem "niezłe" przygody z nimi. Palenie w wieku 17 lat i później coraz częściej i więcej, ale na szczęście nigdy ciężkich i nigdy intensywnie. W marcu 2002 dostałem od Życia żółtą kartkę. I po 4 miesiącach w szpitalu cudem ocalony, po latach rehabilitacji i z uszkodzeniami mózgu wróciłem tu do Was, aby napisać to, co czytacie. Ku przestrodze, by wnieść nieco światła do tego tematu, bo ludzie robią z tego problem a to przecież tylko takie samo narzędzie jak nóż... Można nim posmarować chleb i można nim i zabić. Nic nie jest dobre ani złe samo z siebie, dopiero w naszych (nieświadomych) rękach takie się staje. Narkotyki znikną, gdy zniknie chęć do ich zażywania, a ta niknie, gdy ludzie pokochają życie takie, jako ono jest po prostu.. Bez ulepszeń.. a to chyba jeszcze trochę czasu potrwa ;)
Powodzenia na Twojej drodze!

Pozdrawiam Cię serdecznie
SUNSHINE! :)


Drogowskaz - Light'owa strona startowa. Duchowy Wymiar Życia

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Uzależnienie od hazardu - wygrywasz tylko na początku

Uzależnienie od hazardu - wygrywasz tylko na początku


Autor: Adam Nowak


Hazard to jeden z najgroźniejszych nałogów. Świadczy o tym fakt, że nawet osoby sławne, szczególnie sportowcy często wpadają w jego sidła. Jak myśli mózg hazardzisty? Jak to jest być hazardzistą. Myślę, że nikt z nas nie chciałby się o tym przekonać na własnej skórze.


Uzależnienie od hazardu ma ogromny wpływ na świat wewnętrzny jak i zewnętrzny osoby uzależnionej. Jest to wpływ niesamowicie destruktywny, wystarczy odwiedzić fora, na których udzielają się hazardziści. Przeczytamy tam historie ludzi, którzy sprzedali cały swój majątek, aby móc dalej grać w gry hazardowe, bo wcześniej przegrali spore sumy i teraz musi się udać, są pewni, że wygrają. Albo posłuchamy tam jeszcze smutniejszych historii, że np. ktoś planuje popełnić samobójstwo, bo nie ma już żadnych środków do życia, okradł nawet rodziców a i nawet chwilówek nie chcą już dawać. Takich historii jest mnóstwo.

Jak to się dzieje, że dorośli ludzie nie potrafią tego nałogu powstrzymać? Dlatego, że zaczyna się niewinnie. Ktoś kto zaczyna uprawiać hazard, zazwyczaj startuje z niskiego pułapu, obstawiając za drobne kwoty. A wszystkie pierwsze wygrane uczą szybkiego zarobku. To sprawia, że w oczach hazardzisty wartość pieniądza zmniejsza się. Perspektywa szybkiego zarobku zaczyna powoli zasłaniać racjonalne myślenie. Życie byłoby zbyt piękne gdyby człowiek tylko wygrywał. Hazard to również częste porażki. Gdy pojawi się przegrana, mózg człowieka zaczyna odczuwać przykry stan, który utrzymuje się bardzo długo. Aby ten przykry stan zlikwidować , w mózg osoby uzależnionej zaczyna minimalizować wysokość straty środków. To co było wcześniej ogromną sumą pieniędzy np. 10 000zł teraz staje się tylko małą kwotą, którą szybko da się odrobić, próbując kolejny raz swoich sił w hazardzie. Tak jak w przypadku innych nałogów, następuje również wzrost tolerancji na czynności hazardowe. Sprawia to, że osoba uzależniona od hazardu zaczyna przeznaczać na grę coraz większe sumy pieniędzy. Niestety prawdopodobieństwo wygrania z systemem kasyna w dłuższej perspektywie czasu jest bardzo znikome. System jest tak ustawiony aby człowiek na początku zasmakował wygranej, aby chcieć coraz więcej. Wizja bogactwa i szybkiego polepszenia warunków życiowych dla wielu osób jest tak pociągająca, że niestety jednostki te często kończą na samym dnie, z zerowym stanem na koncie albo wręcz na minusie z ogromnymi długami. Ratunek do takich osób wyciągają ośrodki terapii uzależnień. Często byli gracze hazardowi nie mają ani grosza na prywatne terapie, a rodzina się od nich odwróciła. W takich sytuacjach ratuje ich leczenie w ośrodku odwykowym w ramach refundacji NFZ.

Taka destruktywna postawa wobec pieniądza, trwająca miesiącami lub latami jest bardzo ciężka do wyleczenia. Bez profesjonalnej terapii bardzo trudno jest wrócić do normalnego życia. Czasem warto zastanowić się czy ta najłatwiejsza droga do zdobycia bogactwa jest również drogą do szczęścia w życiu.


"Uzależnienie staje się dla nas zastępczą tożsamością, która uwalnia nas od konieczności poszukiwania naszej tożsamości prawdziwej."

Leczenie uzależnień

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Leczenie alkoholizmu - alkohol pozornie niegroźny

Leczenie alkoholizmu - alkohol pozornie niegroźny


Autor: Adam Nowak


Leczenie alkoholizmu to bardzo trudny temat. Mówią o tym i terapeuci jak i sami uzależnieni. Okazuje się, że największą trudnością w leczeniu tego uzależnienia jest fakt, że alkoholik nie dopuszcza do siebie myśli, że jest chory i ma problem.


Ośrodki terapii uzależnień, które podejmują temat leczenia alkoholizmu często wspominają o trudnościach z jakimi musi zmierzyć się zarówno osoba uzależniona jak i jego terapeuta. Najważniejszym i najbardziej podstępnym czynnikiem jest zaprzeczanie chorobie. W naszej kulturze można spotkać się z twierdzeniem, że jeśli wypije się dwa lub trzy piwa dziennie to nie jest to absolutnie alkoholizm a zjawisko powszechne, na które ma się społeczne przyzwolenie. Również stereotyp alkoholika to osoba zdegenerowana , zataczająca się na ulicy jednostka. Jest to nie do końca prawda. Nie każdy alkoholik tak wygląda.

Kolejna sprawa to magiczno-życzeniowe myślenie o własnej sytuacji. Mózg alkoholika zaczyna pracować jak mózg dziecka. Alkoholik pojmuje w ten sposób rzeczywistość, że wg niego ilość wypijanego alkoholu jest mała, skutki nadużywania alkoholu są małe, a raczej bagatelizowane a problemy same się rozwiążą i wszystko skończy się jak w bajce.

Okazuje się, że jeśli osoba doprowadzi się do takiego stanu uzależnienia, w którym wymagane jest leczenie odwykowe to wtedy zaczyna pojawiać się lęk, brak poczucia bezpieczeństwa w związku z przymusem zaprzestania spożywania alkoholu. Już sama myśl , perspektywa życia w całkowitej trzeźwości może doprowadzić alkoholika do silnego stresu i wahania nastrojów. Takie zachowanie zdawałoby się dorosłego człowieka świadczy o tym jaką władzę ma alkohol nad człowiekiem.

Dla takich jednostek, które są w zaawansowanym stadium alkoholizmu, ośrodki odwykowe stworzyły specjalne oddziały. Dla przykładu, są ośrodki terapii uzależnień, które opracowały własny autorski program leczenia uzależnień. Polega on głównie na czynnych zajęciach terapeutycznych, podczas których osoba uzależniona uświadamia sobie, że jest alkoholikiem i przyznaje się szczerze do własnej bezsilności wobec nałogu. Okazuje się, że samo zabronienie picia alkoholikowi tylko pogorszy sprawę,bo dozna on zbyt dużego szoku i jego uzależnienie psychiczne i fizyczne stanie się silniejsze od jego woli. Kluczem jest tutaj zrozumienie własnego położenia i zrozumienie, że alkohol to w ostateczności cichy wróg, który wykorzysta nasze wszystkie słabości.


"Najpiękniejszym uzależnieniem jest miłość"

Odwyk

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Spowiedź alkoholika. "Piłbym dalej, choćby od jutra"

Spowiedź alkoholika. "Piłbym dalej, choćby od jutra"


Autor: Jerzy Wilman


Temat wydaje się być banalny. Oklepany i wręcz codzienny. Ciągle niestety w Polsce istnieje przyzwolenie społeczne na alkohol. Na picie. Na szczęście idziemy w dobrym kierunku i dzisiaj widok osoby pijanej w sztok nie wywołuje już uśmieszku politowania i komentarza w stylu "Ale wieje"...


Kiedy widzisz pomiędzy jednym a drugim kacem jak twoja rodzina umiera przez ciebie, czynisz postanowienie poprawy. Masz wtedy dość własnych rzygowin których żona nie sprzątnęła, bo w imię czego? I dość spojrzenia Tomka i Magdy mówiącego to, co zwykle: - Tato, znowu się nachlałeś? Mózg, dymiący jeszcze wczorajszą wódką pakuje w ciebie potężną porcję samokrytyki. Kurczę, przecież obiecałem sobie, że już więcej nie dam się namówić. Że już nigdy więcej nie będę zastanawiał się jak dotarłem do domu. Albo dlaczego... nie dotarłem i przechodzący obok pies obsikuje mi twarz.

Urodziłem się w bogobojnej rodzinie. Moja mama i tata pochodzili z dawnego województwa przemyskiego, z Jarosławia. Taka mała zapyziała mieścina, kilka ulic, kilka tysięcy ludzi. Nie to co dzisiaj. Piło się ile wlezie, mieliśmy w Związku Radzieckim, czyli właściwie za miedzą niewygasające źródło alkoholu. Zresztą i w Polsce, jak ktoś się umiał zawinąć zabraknąć mogło wszystkiego, ale nie wódy.

Bogobojność polegała na chodzeniu co niedziela do kościoła, dawaniu na tacę tyle ile sąsiedzi obok i ganianiu do spowiedzi co kilka tygodni. Inaczej proboszcz wymieniał z nazwiska - i była wtedy siara na pół osiedla. Do tego trzeba było wykonywać drobne prace na rzecz kościoła, za darmo rzecz jasna, i przyjmować po kolędzie. Mieliśmy to niewątpliwe szczęście, że odwiedzano nas na samym właściwie końcu.

Czy proboszcz, czy wikary byli już wtedy nieźle ululani, ale ja cieszyłem się siadając duchownemu na kolana. Nie rozumiałem co prawda niektórych gestów. Myślałem, że to normalne, że pocałunek w policzek, poklepanie po biodrach, przytulenie na dłużej niż kilka sekund... że tak trzeba. Potem był święty obrazek, wpis do zeszytu, czasami drugi obrazek.

Rodzice pili jak smoki. Pracowali oboje w Zakładach Przemysłu Cukierniczego, to i oboje kradli cukier. Jak wszyscy wokół. Nie pędzili bimbru, sprzedawali go ruskim a w zamian dostawali działkę - już w płynie. Spróbowałem tego po raz pierwszy na weselu siostry. Miałem 13 lat. Paliło jak cholera, ale po chwili świat stał się piękniejszy. Znów pociągnąłem, potem trochę piwa i słodkiego wina z jabłek. Znaleziono mnie dopiero następnego dnia wieczorem w stodole, leżałem skacowany jak Armia Radziecka, i gdyby nie koryto z wodą pewnie bym umarł.

Kilka dni później mama wysłała mnie na plebanię. – Byś gówniarzu odrobił ten wstyd, ty pijaczyno. Może jako ministrant się opamiętasz… W jej ustach, w ustach kobiety chodzącej na rauszu właściwie od rana do nocy zabrzmiało to dziwnie. Nie znałem jeszcze słowa „hipokryzja”, wielu słów nie znałem. Ksiądz zaprosił mnie do pokoju.

Dziwnie patrzył kiedy pytał czy oddałbym Bogu wszystko. Dokładnie wszystko? Poczułem że coś jest nie tak, kiedy zaproponował mi spróbowanie wina mszalnego. Wszak teraz często będę przy księdzu to muszę wiedzieć, co się wokół dzieje.

Smaczne nawet było, ale jakieś cienkie. Podziękowałem, a tu ksiądz leje mi drugą szklankę, sam też sobie polewa. Nie chciałem już pić, czułem, że nie chodzi tu o „zapoznanie się”. I wtedy klecha podszedł do mnie, podłożył ręce na moich ramionach i dziwnie blisko przybliżając swą twarz do mojej wyszeptał: - Służba Bogu wymaga poświęceń… Powiedziałeś, że oddasz Panu wszystko. Więc… Uciekłem, długo wałęsałem się po ciemniejącym zmierzchem mieście. W końcu wróciłem do domu. Rodzice leżeli jak zwykle upojeni, obok stała opróżniona do połowy flaszka. Dla mnie była w połowie pełna.

Zatrudnił mnie Rosiński. Już jak skończyłem zawodówkę i miałem 19 lat. Poszedłem do roboty na mechanika. Tam się dopiero piło. Koledzy w warsztacie rozpoczynali dzień od piwa. W latach osiemdziesiątych nie było o nie łatwo, najczęściej sprzedawali podłe "Przemyskie", niepasteryzowane. Ale było też i najtańsze. - Młody, fasuj skórę i dawaj do Michała - taki komunikat oznaczał - bierz aktówkę i leć do "Michała". Fasowałem.

Na trzech przynosiłem 12 butelek. A to był dopiero początek. Ile się najeździłem po pijaku brykami klientów to moje. Ani razu mnie nie złapali, kto na to wtedy patrzył tak jak dzisiaj. Nikt kurna. W tyłku to mieli.

Rodzice zmarli jeden po drugim. Oboje chorowali. Siostra nie chciała już wtedy mnie znać, zostałem sam w niewielkim mieszkaniu. Ze smutkiem patrzyłem na zaniedbane pokoje, łazienkę z muszlą i odrapaną, rdzewiejącą wanną. I na urzędnika lokalówki, który mówił do mnie, z trudem powstrzymując gest obrzydzenia od zapachu alkoholu: - Wykwaterowujemy pana do pokoju na Wąską. Z używalnością ubikacji i kuchni. I to było na tyle. Straciłem mieszanie, pracę, nie miałem już od kogo pożyczać pieniędzy. Trafiła się Zośka.

I ona nie umiała ze mną wytrzymać. Powstrzymywałem się do ślubu od wódki, dziewczyna widziała, że bardzo chciałem. Poszedłem do spowiedzi. Klecha od razu zapytał, kiedy byłem ostatni raz, czy żyłem w grzechu, czy nie miałem nieskromnych myśli. Chciałem wałowi jednemu pieprznąć w łeb, powstrzymałem się. Bo to on będzie ślubu udzielał. Wysłuchałem co moje, odebrałem karę 10 zdrowasiek i wyszedłem ucałować wywieszoną za konfesjonał stułę. Klecha był pod wpływem, poczułem to! W konfesjonale oddzielała nas osłonięta folią kratka - no to i wiem, po co ktoś ją tam założył! A mi walił, jak to źle się nałoić! Sukinkot - obleśny sukinkot!

W alkoholowym ciągu jest ci wszystko jedno. Musisz się dopić bo wóda wysysa ci nie tylko flaki, ale i rozum. Ciągle mi się śni nieznane miasto, parking przy hipermarkecie i gdzieś niedaleko, przed horyzontem płonąca pomarańczowożółta kula ni to ognia, ni żaru. Wokół samochody. Obok siedzi kot, patrzy na kulę. I jeszcze się nic nie dzieje, zaraz potem jednak następuje wybuch. Krwawy, ognisty wybuch.

Zośka z początku wybaczała. Nawet jak dzieci były duże i czasami im przyłożyłem. Ale kiedy zniknąłem z jej wypłatą na tydzień, nie chciała wpuścić do domu. Płakała. Obiecywałem poprawę, uchyliła drzwi. Poczuła smród wódki i zamknęła mi je przed nosem. Słyszałem płacz Tomka. Wtedy widziałem ją i dzieci ostatni raz.

Wsiadłem w PKS, miałem jeszcze parę złotych na bilet do Przemyśla i może na coś jeszcze dalej. Pociąg do Szczecina odjeżdżał za pół godziny. Oddałem ostatnie pieniądze konduktorowi i tak, w służbowym przedziale po 16 godzinach dojechałem nad morze. Tak myślałem wówczas. Że Szczecin leży nad morzem. Było krótko po północy. Chciało mi się pić i jeść, włamałem się do kiosku, obok, na Dworcowej. Wybiłem szybę i ręką sięgnąłem po ciastka i Polo-Cocotę. Pół roku więzienia na Kaszubskiej, wypiska, melina, ochlaj wreszcie - piękny ochlaj po pół roku postu!

I co dzisiaj? Nawet w noclegowni mnie nie chcą. Zbieram złom, butelki. Czasami parking i koszyk za złotówkę. Guzik mam i na guzik wystarcza. Czas mi się kończy. Mam sześćdziesiątkę, doktor mówi, że to cud żyć z taką wątrobą. A ja się śmieję, że skoro wybiłem wszystkie robale denaturatem, to jak wątroba miałaby się nie poddać? Umieram, ale chrzanię to. Nawet się cieszę. Mam syna, córkę. Dorosłe dzieci a ja nie wiem nawet, jak wyglądają. To co, pokażę im się? Jak? Żeby się do końca życia mnie wstydziły... Acha, bo i o to pewnie zapytasz: - Czy dzisiaj piłbym, gdyby można było cofnąć czas? Nie. Dzisiaj nie. Ale jutro... Piłbym na maksa!


Jerzy Wilman, elektronik i dziennikarz. InnMediaPl - Ludzie, sprawy i wydarzenia

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.